Niezapomniane warsztaty..

Szósty czerwca. Dzień trudny, pełen emocji. Spotkanie z dziewczynami z projektu, szkolenie z coach’em. A ja, jak zwykle, spięta – bo rozmowa z terapeutą, z kimkolwiek, kto patrzy głębiej, zawsze mnie kosztuje. Bardzo dużo.

Jak tylko weszłam do Fundacji, zrobiło mi się lżej. Tam mogę być sobą. Bez masek, bez uśmiechu na siłę, bez gry, że wszystko jest dobrze kiedy nie jest. Tam jestem prawdziwa. I mogę. Mogę się rozpłakać, przeklnąć, mogę się śmiać, mogę być. Po prostu być.

Zjadłyśmy coś razem, pogadałyśmy i potem zaczęło się to, co trudniejsze. Szkoleniowiec – jak zawsze – spokojnie, ale bardzo głęboko. Zdjęcie butów, kontakt z ziemią, ćwiczenia oddechowe. Niby proste rzeczy, ale we mnie wszystko się zaczęło napinać. Barki, szyja, klatka, brzuch. Ciało pamięta. Ciało nigdy nie zapomina. I gdy padły słowa o pracy z wewnętrznym dzieckiem, miałam ochotę wyjść, krzyczeć, zamknąć się, bo ja nie chcę wracać. Nie chcę znowu dotykać tamtych wspomnień. Nie chcę znów być tą dziewczynką, która czuje się niewidzialna, niekochana, zbita, zmarznięta, klęcząca na grochu, ciągle „nie taka”. Ja to już przerabiałam. Tyle razy. A to wciąż wraca. Bo nie da się wymazać przeszłości, a jak bardzo bym chciała – jeden przycisk, reset głowy, nowe życie, nowe wspomnienia.

Kontrola. Potrzeba kontroli trzyma mnie przy życiu. Ale ona też mnie dusi i wiem, skąd się wzięła – z tamtych lat, gdzie wszystko musiałam robić pod czyjeś oczekiwania, gdzie nie było miejsca na mnie. Na moje JA.

A mimo tego wszystkiego – mimo że bolało, że głowa pękała, że serce drżało – jestem wdzięczna. Bo tam, wśród tych kobiet, nie jestem sama. Nie jestem oceniana. Nikt mi nie powie, że marudzę. Nikt nie porówna mojego bólu do bólu kogoś innego. Tam dostaję dobre słowo, przytulenie, dotyk dłoni, milczenie, które koi.

I nawet jak winda się zepsuła, i była burza, stres i śmiech przez łzy – to wszystko było częścią tego dnia. Mąż po mnie przyjechał, zawieźliśmy koleżankę. W domu już tylko kąpiel, cisza, tabletka, dużo wody i sen. Bo byłam wykończona, wyprana z sił.

Boli głowa. Oddycham spokojniej.
To był ciężki dzień, ale potrzebny.
Bo ja kocham być z dziewczynami.

Każda z nich jest dla mnie ważna. Wyjątkowa.
Jestem ogromnie wdzięczna Pani Prezes za możliwość bycia częścią tego projektu.
To, co robi dla innych — jej pomoc, walka o każdą z nas — jest czymś pięknym.

„Są miejsca, gdzie nie trzeba być silną. I są ludzie, przy których można się rozpaść – i zostać złożoną z miłością.”


Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *